Archiwa tagu: prawdziwe gwiazdy

Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz – dostaniesz..

Autor poniższego filmu nie posiada teleskopu i nigdy przez niego nie wpatrywał się w świecące gwiazdy, aż do czasu, gdy   rozpoczął własne dociekania w temacie płaszczyzny ziemi, i chciał sprawdzić przy tej okazji możliwości dostępnych na rynku aparatów, o zbliżonych możliwościach obserwacyjnych dostępnych dla szerszego użytku, teleskopów.  Sprzęt jakim się posłużył, aby sfotografować swój materiał, to Nikon P610 z optycznym zoomem x 60, na który wydał 250 funtów.

Autor filmu zachęca do wyrobienia sobie własnej opinii przy porównaniu tego co sfotografował, z tym, co podają oficjalne źródła i co utarło  się być przyjęte za oficjalnie poprawne naukowo wieści na temat gwiazd, ( w tym słońca, bo przypominam, że nasze słońce, które na naszych współczesnych oczach, tak niestrudzenie każdego dnia, biegnie od wschodu na zachód,  w naukowo Układzie Zamkniętym, jest lansowane jako ogromnych rozmiarów gwiazda, wokół której  nasza ziemia w kształcie globusa/geoidy/elipsoidy (naukowcy mają tutaj różne, sprzeczne w tym temacie wyobrażenia)-  wiruje i krąży z prędkością odrzutową, której tak się składa – nikt nie czuje, (będąc przy tym puchem marnym, niczym istoty płci żeńskiej, w kulturach i religiach, których przeciętny człowiek tez nie rozumie, ale jak najbardziej odczuwa), w niezmierzonych 'otmętach kosmosu z całym bagażem tego, w co naukowcy chcą wierzyć na ten temat, a czemu prawdziwi magicy oddają cześć o religijnych konotacjach,  w praktykach przerastających wyobraźnię przeciętnego zjadacza chleba.

Zapraszam więc na to, co  widział Nikon P610, w kolejności :  Aldebaran, Vega, Elnath, Castor, Pollux, Betelguese, Kapella ( po prawej stronie, krótkie info, w jakich konstelacjach się te gwiazdy znajdują, oraz jako vs tego, co widać rzeczywiście, mainstreamowe info:, jako  'naukowe’ blabla, myślę, że tłumaczenie tu zbędne, wystarczy zaglądnąć do wikipedii).
Autor zachęca do zwrócenia uwagi na świecące punkty w centrum tych gwiazd, oraz ich przezroczyste segmenty, które przypominają pomarańczę w przekroju, zwróconą w kierunku ziemi. Padają też z jego strony, między innymi takie pytanie:  czy to, co widać to płonące gazowe kule, czy raczej to, co widać wskazuje na ich charakter elektryczny? Czy w porównaniu z tym, co pokazują nam oficjalnie, na obrazkach, jako te gwiazdy, w rzeczywistości one są do nich podobne?
Autor nie twierdzi, że wie, czym są i skąd się tam wzięły. Ale na pewno wie, czy NIE SĄ; z pewnością nie wyglądają jak słońce. ( moja uwaga: słońce według objawienia Biblii nie jest gwiazdą, lecz światłem )


Myślę, że każdy, kto nie jest zobligowany tytułami naukowymi albo Noblem z dziedziny astronomii, czy też innej poważnej nauki, śmiało może się przyznać, ze to, co widzi skromny Nikon P610, w niczym nie przypomina opisu super-masywnych olbrzymów, na dodatek oddalonych kwadryliony mil ( można to przeliczać też na kilometry, albo najlepiej lata świetlne, bo wtedy jest to tak daleko, że nikomu, kto stara się prowadzić w miarę normalne życie, już nie chce się o tym rozmyślać).

A gdyby komuś przyszło do głowy, że przecież taki Nikon to za mały pikuś, bo  prawdziwe widoki ma dopiero osławiony Hubble, to a jakże, bo okazuje się, że nawet gdyby mieć jakikolwiek teleskop na ziemi, to są 'tajemnice kosmosu’, które można zobaczyć jedynie przez Hubble’a , bo jak twierdzi jeden z oficjalnie uznawanych autorytetów naukowych w dziedzinie 'kosmosu’, kosmolog,filozof i teolog – ksiądz M.Heller : nie można tego, co pokazuje ten teleskop, zobaczyć przez  ziemski teleskop, bo przez ziemski teleskop tam nic nie widać*. Sprytne, prawda?

No a skoro tak, to maluczkim nie pozostaje nic innego, jak wierzyć we wszystko, co opowiadają nam w majestacie 'nauki’ ci, którzy mają w swoim zasięgu instrumenty do widzenia, tego, czego inni nie mogą zobaczyć. Tak oto  budowana jest świątynia Tajemnicy, tajemniczej niczym  namiot wróżki, która sama jedna ma odpowiedni instrument – szklaną nomen-omen kulę, do odczytywania tego, co tylko ona sama tan widzi i czego nikt postronny i niepowołany tam nie zobaczy.
Rzecz jasna współcześni magowie, z racji tego, że zajmują się znacznie poważniejszymi zagadnieniami, muszą być wyposażeni w znacznie nowocześniejszy sprzęt, niż cyrkowe wróżki. Do latania tam, gdzie postronnym ciekawskim nie jest dane latać, też potrzebne są  gadżety na miarę czasów, aczkolwiek te, których użyto na przykład do inscenizacji lotu na księżyc okazały się być za mało dopracowane, aby zwieść dociekliwych.
Te dziejowe skuchy dotyczą również kolejnych, po księżycowych wyprawach, podpuch-misji kosmicznych, o których też już wspomniałam na moim blogu.

* Na tym wykładzie o: Wielkim Wybuchu – stworzeniu Wszechświata, księdza profesora M. Hellera, którego przesłanie naukowe-filozoficzne- teologiczne zostało docenione przez  przedostatniego papieża, listem gratulacyjnym,   padają też inne i tak kuriozalne stwierdzenia, że niektóre poniżej przytoczę.

Według profesora wszechświat liczy sobie ok. 14 miliardów lat; które profesor streszcza, zarysowując scenariusz dziejów powstawania wszechświata,  posiłkując się schematem, który ma pomóc umieścić się wyobraźnią w konkretnym miejscu, który wskazuje na schemacie strzałka wskazująca, że w tej chwili mamy erę kosmologiczną współczesną. Mamy 12 do  15 miliardów lat, ale rysunek jest przestarzały, bo teraz mamy dane z krążącego satelity i wiemy, że wiek wszechświata wynosi 13,7 miliardów lat. Jest to ogromne osiągnięcie, bo  znamy wiek wszechświata z olbrzymią dokładnością , bo aż do 3% . Taki okres czasu dzieli nas od wielkiego wybuchu.
Dzisiaj wszechświat jest wypełniony galaktykami i gromadami galaktyk, dlatego ta era nazywa się galaktyczną, a pan profesor podczas wykładu stara się pokonać drogę od od ery galaktycznej do początków wszechświata, przesuwając zielona strzałkę wstecz, co pozwoli prześledzić cały ten scenariusz.

W ok.10 minucie wykładu, mamy przykłady galaktyk, o urozmaiconej morfologii, czyli kształtach, występujących w naszej galaktycznej erze. I tu ciekawe stwierdzenie profesora o jednej z galaktyk, że: ustawiła się z boku do nas.
(próbuję sobie wyobrazić z którego boku dla obserwatora, który byłby na kręcącej się i pędzącej kuli?..)

Następnie mamy  obrazek   galaktyki, która ma reprezentować naszą własną Galaktykę, pan profesor mówi, że  naszej nie możemy zobaczyć z  zewnątrz, bo w niej mieszkamy, – tak,jak to pokazuje obrazek  w 12 minucie 21, bo znajdujemy się w jej środku,  ale 'z grubsza’ nasza galaktyka jest podobna do tej z obrazka.  Dowiadujemy się, ze słońce ,wraz z układem planetarnym znajduje się 'gdzieś’ w odległości 2/3 od jądra  Galaktyki. i 'mniej więcej, powiedzmy gdzieś tu by było nasze słońce’, ale byłoby w skali ogromnej  Galaktyki niezauważalne i tutaj pada stwierdzenie, zaskakujące jak na księdza i teologa, mianowicie profesor stwierdza: warto sobie uświadomić tę skalę, że nie jesteśmy tak strasznie ważni we wszechświecie, a od jednego końca galaktyki, do drugiego biegnie ok. 300 tys. lat.
Następnie dowiadujemy się, że: 'nauka powiada, że wszechświat się rozszerza, że galaktyki nawzajem od siebie uciekają z rosnącymi prędkościami.
'Gdzieś na początku ery galaktycznej  galaktyki musiały powstać, i jesteśmy w tak dobrej sytuacji, że można to zobaczyć’ – powiada pan profesor, – dzięki teleskopowi, jest to teleskop Hubble’a  – który 'krąży na orbicie’, i obserwuje wszechświat spoza atmosfery, dlatego – uwaga – ’może zajrzeć  głębiej w przeszłość(sic!) wszechświata’.

Zatrzymam się na chwilę przy tym kuriozalnym stwierdzeniu , bo nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mamy tu do czynienia z próbą przeforsowania idei, jakoby teleskop był instrumentem podobnym do wehikułu czasu, a czas ma tutaj podobnie magiczne znaczenie, jak w forsowaniu teorii ewolucji, w której to właśnie jest czynnikiem  grającym niesłychanie istotną rolę w 'uwiarygodnianiu’ zmian ewolucyjnych, bo są one szyte na miarę przemiany żaby w księcia, więc aby były wiarygodne tego czasu musi być co najmniej tak dużo, jak jest gazylionów lat pomiędzy galaktykami.

Następnie profesor stwierdza ok.17 minuty, patrząc na prezentowany jako zrobiony przez teleskop Hubble’a obraz, że: tutaj po  prostu widzimy naocznie 'początek galaktyki’.
No ale co było przedtem? – zapytuje.
– Czy potrafimy zobaczyć, co było przed erą galaktyczną? ’
Okazuje się, że poprzez cofanie się na obrazku ze schematem, potrafimy.

Następnie ( 18 minuta), pan profesor zachęca zasłuchaną widownię na auli, aby przyjrzała się kolejnemu obrazkowi – schematowi porównawczemu, i postawiła się w położeniu człowieka, który w pogodny dzień patrzy w chmury i widzi białe obłoki, niebo przykryte chmurami. Tutaj światło jest rozpraszane,  świat jest nieprzezroczysty i dlatego widzimy chmury, które zasłaniają niebo..
To samo – twierdzi pan profesor dalej – jest w kosmologii, jeżeli obserwator astronomiczny obserwuje, to mu się struktura galaktyk zaciera ( uff.) i dochodzimy do momentu, w którym wszechświat był wypełniony gorącym promieniowaniem elektromagnetycznym.
Ciekawa rzecz, że teoretycy już w roku 1948, a więc zaraz po  II wojnie światowej, odkryli, że młody wszechświat, był wypełniony gorącym promieniowaniem elektromagnetycznym, które – ponieważ wszechświat się rozszerza – dzisiaj powinniśmy obserwować jako promieniowanie bardzo chłodne – i właśnie do tego momentu świat jest przezroczysty i widzimy galaktyki, a (dalej) świat jest wypełniony promieniowaniem, fotony się rozpraszają i my tylko widzimy tę 'podstawę chmur’ i tu się zaczyna tak zwana  'era promienista’. Wszechświat jest wypełniony promieniowaniem elektromagnetycznym. Ten moment  przejścia od ery galaktycznej do promienistej jest  ok. 300 tysięcy lat po 'Wielkim Wybuchu’.

I  tak dochodzimy do punktu wyjścia, czyli  do punktu 'Wielkiego Wybuchu’, i dobrze, bo może reszta pójdzie szybciej, a jesteśmy dopiero w 19 minucie 51 sek. wykładu. Pan profesor  następnie mówi; patrząc na prezentowany schemat, że 'stąd-dotąd jest prawie 10 miliardów lat, a tutaj jest dopiero 300 tysięcy lat od początku’.

Nie wiem, jak myśli widownia na wykładzie, ale te poważne liczby brzmią tak niewiarygodnie, jak przypadkowe wygrane na loterii.

Tutaj historia świata nabiera przyspieszenia – (nareszcie) – gdyż zbliża się do początku. Powstaje pytanie – Czy możemy zobaczyć – mimo wszystko – co się działo w erze promienistej? (to znaczy, czy coś widać przez to zachmurzenie, z którym zmaga się obserwator astronomiczny?) Otóż, przy pomocy fal optycznych nie – bo one nie przejdą przez tak zwaną powierzchnię ostatniego oddziaływania, ale mamy jeszcze  radio-astronomię*, można obserwować w zakresie fal radiowych. Tutaj pan profesor  mówi o ciekawym epizodzie z lat sześćdziesiątych: – rozpoczęła się era satelitów, i aby wyeliminować zaburzenia radiowe,skonstruowano antenę – radioteleskop, i okazało się, że zakłócenia nie pochodzą z naszej galaktyki,  i nie wiedziano jak to wytłumaczyć. Ale inna grupa, tych którzy wiedzieli, że świat gdy był jeszcze młody, był wypełniony promieniowaniem, postanowiła to promieniowanie zarejestrować, a technika radioastronomiczna rozwinęła się i oni uważali, ze to się da zrobić. Skontaktowali się z tymi, którzy odkryli szumy i okazało się, że te szumy to resztka po 'Wielkim Wybuchu’. To promieniowanie tła, które się dzisiaj nazywa mikrofalowe. Pan profesor pokazuje wykres. No niestety nie można tego z bliska zobaczyć, ale mowa o widmie i kreskach.
Jak się można było tego spodziewać za to odkrycie panowie, którzy, jak się okazało nie wiedzieli co odkryli, dostali Nobla.

(Nic dziwnego, taki milowy krok wstecz, aż do 'Wielkiego Wybuchu’, nie mógł zostać nie nagrodzony, bo to bardzo ułatwiło  kreowanie dalszych astronomicznych teorii. )

* radio -astronomia : ten termin przywodzi mi na myśl fenomen kontaktowania i przenoszenia informacji w wymiarze duchowym, które przez stronę o materialistycznym  światopoglądzie została określona  – zupełnie mylnie, ale z ewolucyjnym uporem – jako 'radio biologiczne’. Więcej na ten temat w znakomitej powieści Dave’a Hunt’a pt.: Plan Archontów.
W dalszej części wykładu ( w ok 20 minucie), dowiadujemy się, że: promieniowanie (tła ) okazuje się bardzo ważne, bo 'jest w nim zakodowana fizyka młodego wszechświata, i jeżeli ’fizyk uzbrojony w swoje teorie podchodzi do zanalizowania tego promieniowania, to może dużo powiedzieć na temat tego, co się we wszechświecie wtedy działo’.

Nic dziwnego, ze jakiś czas potem (zaiste) Nasa zdecydowała się wysłać specjalnego satelitę, którego zadaniem było dokonać dokładniejszych pomiarów promieniowania tła.
Badania tego tła obfitują we wręcz sensacyjne epizody, ale w tym miejscu pan profesor powiedział, że musi się streszczać do wyników.

W 24 minucie 11 sek. widzimy z grubsza 'mapę wszechświata’, jakim on był mniej więcej 300 tys. lat po wielkim wybuchu. Mamy ślady po tworzeniu się zagęszczeń materii, z której powstały galaktyki i gromady galaktyk, a to wiadomo z badań statystycznych tych plam. Zmierzył to promieniowanie  satelita o ładnej nazwie Cosmic Background Explorer. Ta mapa  to była sensacja w początku lat 80-tych, i była reprodukowana we wszystkich wielkich gazetach całego świata, bo udało się zobaczyć wszechświat jakim był 300 tys. lat po  'Wielkim Wybuchu’.

(Po przyjrzeniu się tej mapie, okiem uzbrojonym w doktrynę gospodyń domowych, dochodzę do zgoła innych wniosków, niż uzbrojeni w swoje doktryny fizycy, i jest to dowód na to, że nie ma znaczenia na co patrzysz, gdy patrzysz przez pryzmat doktryny, albo inaczej, że to nie doktryna powinna mieć znaczenie, gdy się czemuś przyglądasz, ale ta zasada jak widać nie ma  zastosowania w fizyce.)

Naukowcom zależy aby z tej mapy jak najwięcej 'wycisnąć’, dlatego  jest drugi satelita, też się jakoś nazywa, pan profesor stwierdził, że nie ważne, jak  ale robi promieniowanie tła o wiele dokładniej, to widać, ponoć o ile więcej szczegółów jest tu 'wyciśnięte’. A są w przygotowaniu kolejne loty satelitarne, które mają jeszcze dokładniej  to promieniowanie badać ( wykład z 2009 r., obecnie mamy Anno Domini 2016, więc jakiś kolejny satelita o ładnej nazwie powinien w końcu zrobić fotkę promieniowania z Godziny 0.) Pan profesor powiedział, że nasa i esa już współpracują w tym zakresie.

(No ja myślę, bo jak na razie ludzie dociekliwi nie mogą dojrzeć ani jednego z rzeczonych satelitów, a powinno ich być 'na orbicie’ multum, jeśli nie więcej).

No i bingo wykładu:

W  27 minucie 09 pada mocne i wymowne stwierdzenie:’Historię wszechświata można zobaczyć przy pomocy rozmaitych teoretycznych i obserwacyjnych tricków, proszę zwrócić uwagę, że teoria tutaj niezmiernie współpracuje z obserwacją, gdyby nie teoria, to byśmy nie mogli zobaczyć ’- (przejęzyczenie?), ’zaprojektować tych urządzeń, ani zinterpretować tego, co pokazują’.

W 27 minucie 34 sek. widzimy planszę z info, że
dzięki sondzie WMAP dowiedzieliśmy się, że wszechświat:
ma 13,7 mld lat

jest tylko w 4% wypełniony znaną nam materią: reszta to Zimna Ciemna Materia(23%)

jest płaski (sic! – ale pan profesor tego nie skomentował, więc nie wiemy, co to dla świata nauki oznacza)

pierwsze jego gwiazdy rozbłysły 200 mln lat po 'Wielkim Wybuchu’.

I tak dotrwaliśmy ( o ile Goście mojego bloga ze mną również), do 27  minuty i 34 sekundy  wykładu, który trwa 1 godz. 05 minut.34 i jest jego pierwszą częścią, więc póki co na tym zakończę.
Na więcej zapraszam już tylko najwytrwalszych.

W drugiej części wykładu  profesor  przedstawia jak to wszystko się ma do doktryny teologiczno-filozoficznej stworzenia wszechświata.
Jeszcze nie miałam okazji posłuchać, ale zważywszy na część pierwszą wykładu nie spodziewam się usłyszeć niczego, co by choć w niewielkim zarysie nawiązywało treścią do pierwszego rozdział Księgi Rodzaju oraz innych miejsc w Biblii, w których jest mowa o kosmologii.