MOONFALL
Uwaga: może zdradzać fabułę.
Akcja filmu rozgrywa się na księżycu, konkretnie w Kraterze Kryzysów, i na ziemi, na której nomen/omen, wydarzenia w tym kraterze, wywołują również potężny kryzys, i to na całej jej powierzchni, albo powiedziawszy, bardziej zgodnie z przesłaniem filmu: na całym ziemskim globie, którego widoku graficy od efektów specjalnych, widzom obowiązkowo nie szczędzą
Zresztą, jeśli chodzi o efekty specjalne, to od samego rozpoczęcia filmu dzieje się dość sporo.
Filmowi graficy komputerowi stanęli na wysokości zadania, bo wiedzą, że nawet jeśli NASA wysilać się już nie musi , bo kasa płynie tak czy siak, to oni owszem.
Największe wrażenie chyba robią sceny ‘w kosmosie’, zarówno, gdy wszystko idzie gładko, jak lot kabrioletem, jak i podczas nagłych zwrotów akcji, gdzie wszystko lata, wiruje, i wariuje. Zapierający dech jest widok księżyca, który jest coraz większy i w końcu staje się ogromny tuż przy ziemi, prawie się o nią ocierając.
Są też widoki na ziemi.
Moją ciekawość wzburzył widok fal, zwanych na filmie ‘grawitacyjnymi‘ , powodowanych księżycem, w których znajduję niejako ukryte przesłanie , dlatego nazwałam ten widok : Duchy grawitujące księżycowych fal.
Oto screen:
Wrażenie zrobił na mnie tekst, który pada w momencie, gdy załoga startuje i prom, jest prawie zatapiany owymi falami: – Jesteśmy pod wodą chłopaki!
To zabrzmiało prawie, jak częściowe ujawnienie.
Jest trochę ckliwych momentów, typowych dla amerykańskich scenariuszy, w stylu: ‘normalne życie, zanim to coś niespodziewanie nadeszło’.
No i oczywiście mamy kilku bohaterów głównych, w tym jeden z nich gapowaty, ale jak się okazuje zdolny, i który to, jak na porządną, hollywoodzką fabułę przystało, w odpowiednim momencie zaskakuje, zyskując rangę super bohatera, oddając się w ofierze ludzkości, i ratując gatunek ludzki przed niszczycielską bestią, przybyłą przez gazyliony lat, z otmętów kosmosu, i która to zamieszkiwała księżyc, który okazał się zupełnie czymś innym, niż myśleli naukowcy i kosmonauci, a także wydawało się większości ludzkości.
Jedynie garstka ałtsajderów, na oko o statusie kloszardów, podejrzewała, czym de facto księżyc mógłby być.
W tej grupie był właśnie nasz gapowaty bohater, nota bene zakochany w Elonie, który, jak powszechnie wiadomo jest tylko taki jeden, więc każdy wie, o kogo chodzi, bez podawania nazwisk.
Kulminacją jest ogólne wyjaśnienie, że jest dobra i zła sztuczna inteligencja, skąd się wzięła ludzkość na ziemi, ale bynajmniej nie usłyszymy tu żadnego staromodnego przesłania o Stwórcy.
Generalnie narracja z filmu może się podobać człowiekowi współczesnemu, wychowywanemu przez gry komputerowe i kanały z filmami, które mają wysoką oglądalność, ale niekoniecznie komuś głębiej zainteresowanemu poważnemu docieraniu do prawdy o świecie, powstaniu życia, i szukającemu odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne: skąd przybywamy, kim jesteśmy, dokąd idziemy.
Film obejrzałam , aby napisać recenzję.
Czy obejrzałabym go po raz kolejny? Nie.