Nie tak dawno prezentowałam na moim blogu temat opisujący wyczyn Auguste’a Piccard’a, oraz późniejszy lot balonem dookoła świata w wykonaniu jego wnuka Bertrand’a Piccard’a, a tu po raz kolejny spotykamy się z podniebnym wyczynem tego samego wnuka, który tym razem, wespół z innym Szwajcarem: Andre Borschberg’iem polecieli w podróż 'dookoła świata’, samolotem napędzanym 'energią słoneczną’.
W tym miejscu, zanim przejdę do omówienia szczegółów tego wyczynu, o którym większość słuchaczy może mieć wyobrażenie – na wzór podróży 'dookoła świata’, Krzysztofa Kolumba*, pozwolę sobie na małą dygresję; – tak się ostatnimi czasy składa, iż prym w wydarzeniach na miarę i europejską i światową, wiodą Szwajcarzy. Tyczy się to nie tylko w/w wyczynu, bo okazuje się, iż ten niewielki górzysty kraj, który nawet podczas II wojny światowej potrafił rozsądnie w niej nie uczestniczyć, i nie rzucać się tym samym w oczy ani aliantom, ani ich adwersarzom, obecnie zaczyna wysuwać się z cienistych Alp, na arenę świata, z bezprecedensowym rozmachem, czego dowodem może być impreza z otwarcia tunelu Goddart’a z czerwca br., która mogła skłonić do zadumy nad jej komunikatem, nawet najzagorzalszego sceptyka.
Czym jeszcze Europa zostanie zaskoczona z tego, lub innego kierunku, czas pokaże, a chodzą słuchy, że nuda spokojnego życia nam nie grozi, co skrajni optymiści wdzięcznie określają: życiem w ciekawych czasach.
*poniżej obrazek z materiału, którego link podałam wyżej, a który ma wzmacniać takie właśnie dookoła-światowe wyobrażenie: – globus na tle płaskiego horyzontu, na wypadek gdyby komuś zbyt płasko kojarzył się sam horyzont.
A poniżej dla kontrastu inny widok zaiste, (aczkolwiek z sugestią, że to w ramach wyśmiewania się z płaskości ziemi.)
Wracając do lotu samolotem wyprodukowanym przez firmę Titan Aerospace, cytuję za źródłem:
’Historyczny rekord pobity! Napędzany energią słoneczną samolot Solar Impulse 2 zakończył podróż dookoła świata. Szwajcarski pilot Bertrand Piccard wylądował bezpiecznie w Abu Zabi, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Samolot o napędzie słonecznym kończy lot dookoła świata. Trwało to długo…
Jeszcze nigdy do tej pory żadna maszyna, pobierająca energię ze słońca, nie pokonała takiego dystansu.
Długa podróż
Podróż była podzielona na siedemnaście etapów; łącznie trwała prawie półtora roku. Samolot nie zabierał paliwa, podczas lotu wykorzystywał 17 tysięcy ogniw słonecznych. W dzień ładował akumulatory; nocą korzystał ze zgromadzonych w nich energii.
Już wcześniej, podczas podróży nad Pacyfikiem, pilot pobił rekord lotu solarnym samolotem zarówno jeśli chodzi o czas jak i o odległość. Ekipa Solar Impulse 2 promuje nie tylko technologię, ale także energię odnawialną.
Pilot Bertrand Piccard mówił BBC, że koniec podróży dookoła świata będzie jednocześnie początkiem nowego etapu. – My wymyślamy lotnictwo bez paliwa. Zakładam się, że za dziesięć lat będziemy mieli elektryczne samoloty, pokonujące krótkie i średnie odległości z pięćdziesięcioma pasażerami, bez produkowania zanieczyszczeń i hałasu – mówił.
Dwóch pilotów
Piccard leciał na zmianę z drugim pilotem, także pochodzącym ze Szwajcarii, Andre Borschbergiem. Łącznie pokonali około 30 *tys. kilometrów.’
(* inne źródła podają 40 tys.)
Co do korzystania z energii słonecznej, to genialnym wynalazcą był nie kto inny, a Tesla, ale on znał również prawdę o elektryczności w eterze, a to burzyło całe to rusztowanie dla zwiedzenia ostatecznego, do którego jest niezbędny System Słoneczny, z gigantycznym, wybuchowym reakcjami jądrowymi słońcem w środku, wokół którego krąży ziemia i inne planety, a który to malusi wobec ogromnego kosmosu system, insynuuje, iż my ludzie w ogóle jesteśmy nieistotni.
Oczywiście, my zwykli zjadacze ciężko zapracowanego chleba, nie mamy czasu ani odpowiedniego 'ukształcenia’, aby dociekać, jak te wszystkie akumulatory i ogniwa fotowoltaiczne przetwarzają energię jądrową ( niby tę ze słońca, gdyby słońce było ognistą gazową kulą) w elektryczną, ale na tym znają się przecież najlepiej specjaliści.
Osobiście, jako Gospodyni Domowa, na nośnikach energii takich jak gaz i prąd, znam się tylko doświadczalnie, dlatego zdaję sobie sprawę, że nie jest to podejście stricte naukowe, bo teoretycznie nie byłabym w stanie wyprowadzić żadnego wzoru na takie używanie, nie mniej jednak pozwolę sobie podejść do tejże konwersji z dużym dystansem, skoro powszechnie wiadomo, że przekształcanie energii jądrowej w elektryczną, dokonuje się w elektrowniach, w taki sposób, że : w reaktorze jądrowym energia pozyskiwana jest z łańcuchowej reakcji rozszczepiania jąder pierwiastków ciężkich. Jądra tych pierwiastków muszą wcześniej nabrać dużych energii cieplnych. Końcowym efektem działania reaktora jest „zwyczajna” energia cieplna i mechaniczna pary wodnej, która trafia do turbiny parowej i jest przekształcana w sposób konwencjonalny w energię elektryczną.
W związku z powyższym, nie powinno dziwić, że w tym miejscu przypomniał mi się proces określany naukowym terminem: czaga-czaga, który przetwarza ekskrementy w wodę pitną na 'stacji kosmicznej), ale czy my zwykli ludzie musimy być aż tak dociekliwi? Czy nie powinno nam wystarczyć, że coś pokazują, że lata , a jak to lata, tego nie musimy już wiedzieć dokładnie, bo jeszcze by się mogło okazać, że po pierwsze Tesla miał rację, a po drugie, zostałoby to na-ten-tychmiast wykorzystanie przez sprytnych domorosłych majsterkowiczów, którzy wpadliby na to, jak przetwarzać elektryczną energię słoneczną, w elektryczną energię na własny niezalegalizowany, domowy użytek, bez konieczności montowania horrendalnie drogiego i stosunkowo mało wydajnego sprzętu, w postaci dostępnych 'baterii słonecznych’, do uzyskiwania 'darmowej energii ze słońca’.
Ktoś mógłby teraz powiedzieć: – każdy by tak chciał, a tak nie można, najprawdopodobniej dlatego, że – jak to powiedziała w jednej ze scen, sfabularyzowanej przez Japończyków książki; autorstwa Francess Hodgson Burnett, postać imieniem Lawinia: – wtedy wszyscy umarliby ze szczęścia.
W każdym razie nadzieje, wyrażone przez wnuka Auguste’a Piccard’a, że w przyszłości można się będzie spodziewać lotnictwa 'bez produkowania zanieczyszczeń i hałasu’, brzmią entuzjastycznie, aczkolwiek ten samolot, którym leciał hałas* robi i to spory, (w 0.46 sek.filmu), podobny zresztą do wiatraków, do wytwarzania energii z wiatru, (- a to nie wyklucza też takiej teorii, że w tym głównie tkwi sekret poruszania się samolotu, prawda?)
*Polecam ten materiał jeszcze z tego względu, że to, co mówi B.Piccard brzmi i symbolicznie i dziwnie, w zestawieniu z całą scenerią i otoczka, która pretenduje do osiągnięć naukowych, cytuję:
-Jestem teraz na wysokości 3000 stóp, 1000 m.
Możesz odnieść wrażenie, że znajdujesz się w opowieści science fiction.
Bo gdy patrzysz na słońce, (..) myślisz, wow, to jakaś prawdziwa magia
Podczas tych dni i nocy , to jest taki mały domek na niebie, gdzie jem, podgrzewam posiłki, używam toalety, mogę rozłożyć siedzenie , by móc spać.
(..) mamy wreszcie pierwszy samolot zasilany energią słoneczną.
Czysta technologia dzisiaj może osiągnąć niewiarygodne cele, i latać bez paliwa, dalej niż za pomocą paliwa.
Możesz lecieć siłami natury, lecisz dzięki słońcu.
To jest nowa era dla energii. I to jest to, do czego chcielibyśmy zainspirować ludzi.
I tu moja uwaga: jakiż mógłby być 'lepszy i bardziej uzasadniony’ cel, zaprezentowania ludzkości 'nowego rodzaju napędu’ bez konwencjonalnego paliwa? Czyżby chodziło tylko o samoloty..? ( O samochody chyba nie za bardzo przecież chodzi, bo nie są powszechnie spopularyzowane.) A czym można jeszcze nowocześnie i z duchem czasu polatać i to het daleko, bo przez cały 'Układ Słoneczny’ i jeszcze dalej?.. Co trzeba pokazać ludziom, którzy naoglądani filmami sf pamiętają, że na napędzie spalinowym 'statki kosmiczne’ w kosmosie nie latają?.. A czym do nas ewentualnie podlecieć mogliby 'kosmiczni bracia’, ci, z którymi już niektórzy politycy mają 'kontakt’, i o tym wszem i wobec mówią?..
A w jaki sposób niby latają obiekty, widziane w wielu miejscach od wielu dziesiątków, a nawet setek lat, o których dopiero ostatnio robi się coraz głośniej i można o tym posłuchać i pooglądać na portalu YT?
Czyli ta nowa era, o jakiej wspomniał wnuk Auguste’a Piccard’a, jest już zainaugurowana, teraz trzeba wyglądać, co będzie dalej, skoro – jak informuje ten portal: w dziale : nauka: Odkryto planetę z trzema słońcami.
Tamże -jak wynika z podpisu, takie oto – uwaga: – foto!
A do tego, na tym samym portalu, również w dziale :nauka, mamy kolejne info, że: ’Astronomowie odkryli ponad tysiąc nieznanych wcześniej galaktyk. Umożliwił to afrykański teleskop MeerKAT. Co ciekawe maszyna… nie uzyskała jeszcze pełnej mocy!(..) W przyszłej dekadzie system wejdzie w skład najpotężniejszego radioteleskopu w historii: będzie to SKA, składający się z nawet 2 tys. anten, rozsianych na południu Afryki, w Australii i Nowej Zelandii.’
Powyższa wiadomość nosi tytuł: Sięga tam, gdzie wzrok nie sięga. Afrykański teleskop pomógł odkryć tysiąc galaktyk – więc przy tej okazji rodzi się też pytanie, a co z satelitami? -, o których chodzą słuchy, że ich w ogóle nie ma, i nigdy nie było, nie licząc tych z kreskówek 'z kosmosu’. Hubble do lamusa?.. A watykański :Lucyfer?..
Podsumowująco: Zapowiada się zasysanie energii, na maxa, widać w przygotowaniu kroją się poważne podróże kosmiczne, w które nikt nie będzie wątpił, skoro nastała nowa era lotów bez paliwa, tylko na energię słoneczną. A skoro według teorii obowiązującej, jako jedynie naukowej, tych słońc mamy bez liku, we wszechświecie, którego końca też nie widać, takich naukowych relacji, w których będziemy mogli się poczuć, jak w filmie sf, również zapowiada się całkiem sporo.